Moje ulubione działania marketingowe to nie projekty realizowane z dużą pompą czy eksplozją kreatywności, które otrzymują nagrody. Osobiście najbardziej doceniam to, co pokazuje pewien spryt – niekonwencjonalne myślenie biznesowe i orientację na wynik:
sprytne strategie pozycjonowania w wyszukiwarkach, listingach, silnikach rekomendacji,
hackowanie (w etyczny sposób) funkcjonalności istniejących social mediów, aplikacji, przestrzeni publicznych – czyli wszelkich miejsc trzecich, które nie należą do marki.
Ten ostatni przykład to oczywiście case z dzisiejszego newsa okładkowego. Tego typu akcje nie zastąpią solidnego brand buildingu – są względem niego elementem komplementarnym. Uważam jednak, że to właśnie w takich działaniach widoczne stają się faktyczna osobowość marki i kunszt marketerów.
Spis treści:
Stella Artois „zhakowała” Google Maps
Disney inwestuje miliard dolarów w OpenAI
Native robi microdramę
Dollar Shave Club umie w AI
All Trades Co. atakuje McDonald’s
Intermarché nawrócił wilka na wegetarianizm
In-N-Out Burger wycofuje 67
ChatGPT będzie miał tryb „dla dorosłych”
MoMA PS1 rezygnuje z wejściówek
OpenAI otwiera sklep z gadżetami
Shorts
Weekly tool
Stella Artois „zhakowała” Google Maps
Tam, gdzie nie wpuszczają drzwiami, warto próbować oknem.
W takim mniej więcej stylu argentyński oddział Stella Artois wszedł na Mapy Google, które nie oferują możliwości płatnej promocji.
Marka wytypowała najbardziej płodnych recenzentów kulinarnych i zaprosiła ich do współpracy przy opiniowaniu restauracji. Krytycy zaliczyli 40 lokali ze stellą w menu, a następnie udokumentowali – również zdjęciowo – swoje doświadczenia na Google Maps.
W ten sposób marka znalazła się na widoku w oprawie organicznego contentu.
Nie możecie się doczekać kolejnej części „Gwiezdnych wojen”?
Możecie ją sobie wygenerować. Choć na razie tylko w wersji short.
Wszystko dzięki miliardowi dolarów, które Disney zainwestuje w OpenAI. Firmy podpiszą trzyletnią umowę licencyjną, na mocy której ponad dwieście postaci z uniwersów Disneya, Marvela, Pixara i „Gwiezdnych Wojen” zostanie udostępnionych via Sora.
Pozwoli to użytkownikom na generowanie krótkich filmów z ulubionymi – jak również nielubianymi – postaciami. Wybrane kreacje mają trafić na platformę Disney+. Umowa nie obejmuje jednak podobizn ani głosów aktorów, co ogranicza możliwość konkurowania z profesjonalnymi studiami filmowymi. Disneyowi zapewni jednak dużą ilość user-generated content, który będzie krążył po socialach i promował uniwersum marki.
Inaczej sprawę widzą związki zawodowe.
„Współpraca Disneya z OpenAI sankcjonuje kradzież naszej pracy i oddaje wartość tego, co tworzymy, firmie technologicznej, która zbudowała swój biznes na naszych plecach” – napisali liderzy Writers Guild of America w nocie do członków organizacji.
Ostatnią deską ratunku zawodowego wciąż pozostaje prompting.
Microdrama to nowe oręże marketingu. (Dla przypomnienia: chodzi o serie krótkich fabuł przeznaczonych do oglądania na smartfonach.)
Sięgnął po nie Procter & Gamble, za pośrednictwem swoje marki kosmetycznej Native. Firma kończy właśnie produkcję 50-odcinkowej opery mydlanej w wersji short, która będzie promować jej nową kolekcję Global Flavors.
Seria zatytułowana „The Golden Pear Affair” zadebiutuje na początku przyszłego roku w mediach społecznościowych, a następnie trafi do dedykowanej aplikacji. Fabuła na razie pozostaje tajemnicą, choć w przypadku tego gatunku chyba i tak jest nieistotna.
Według twórców będzie to pierwsza brandowa opera mydlana w formacie microdrama (proste tłumaczenie na mikrodramat jest zbyt dramatyczne, bo angielskie „drama” oznacza wszystko, co nie jest komedią lub musicalem) na rynku amerykańskim.
I tu nasuwa się filozoficzne pytanie: skoro reklama staje się filmem, to czy niebawem film stanie się reklamą?
AI w reklamie grozi cringe’em – chyba że używa się jej, by zakpić z AI.
Tak właśnie postąpił Dollar Shave Club, producent maszynek do golenia.
Kampania „We Put Our Money Where It Matters” obficie korzysta ze składników „generatywnych”, a jednocześnie robi to w zgrabnym, lekko absurdalnym stylu z ostrzem satyry wymierzonym przeciwko sztucznej inteligencji.
Spot pokazuje fikcyjną firmę Razor Corp, której CEO wpada na genialny w swej prostocie pomysł zastąpienia pracowników AI.
Tak wygląda zakończenie, ale to, co następuje wcześniej, jest znacznie ciekawsze, więc spoilera w sumie nie było.
Holenderski oddział marki pogrążył się spotem wypromptowanym od A do Z (może z wyjątkiem jeszcze bardziej pogrążającej koncepcji).
Kreacja przedstawia serię świątecznych katastrof, które kończy zbawienna wizyta w lokalu McDonald’s. Seans slapsticku umila piosenka z refrenem: „To najokropniejszy czas w roku”.
Spot wywołał dość powszechne oburzenie i szybko zniknął z YouTube. Ale najlepsze (dla postronnych obserwatorów) przyszło później.
Agencja All Trades Co. wykorzystała postać z feralnej reklamy do stworzenia video roastującego McDonald’s za używanie AI – ze szkodą dla branży kreatywnej.
Autorzy przypomnieli koncernowi, że „aktorzy” AI nie podpisują umów o zakazie konkurencji ani mówienia brzydkich rzeczy na temat swoich chlebodawców.
Co tu dużo gadać – brandy powinny mieć się na baczności.
Nie zobaczycie w tym roku bardziej uroczej reklamy świątecznej.
Intermarché stworzył viral bez ani jednej „generatywnej” klatki.
Spot zatytułowany „Le mal aimé” („Nielubiany”) opowiada historię wilka opowiedzianą przez ojca chłopcu, który boi się wilków – nawet w wersji gwiazdkowej maskotki.
Wilk, jako postać – ze względu na swoją krwiożerczość – nielubiana, zmaga się z samotnością. Życzliwy jeż podpowiada, że jego problemy mogłaby rozwiązać konwersja na wegetarianizm. Drapieżnik, początkowo sceptyczny, zaczyna wcielać pomysł w życie z coraz lepszymi efektami.
W stworzenie reklamy zaangażowanych było osiemdziesiąt osób, a prace trwały przez rok.
Koszty niebagatelne, ale efekt bezcenny – powszechny zachwyt odbiorców i temat do namysłu dla marek, które próbują fartu z AI.
Czy brainrot stanie się językiem marketingu dla pokolenia alpha?
Przesłanką, która wskazuje na taką możliwość jest mem 67. Chodzi o bezsensowny viral z Tiktoka zainspirowany bezsensownym fragmentem bezsensownego tekstu utworu „Doot Doot” autorstwa Skrilla (amerykański raper).
I nie są to epitety. Mem 67 jest naprawdę bez sensu (podobnie jak tekst źródłowy) – w tym sensie, że nie posiada konkretnego znaczenia. Mimo to, z niewyjaśnionych powodów, rozpalił on wyobraźnię młodego pokolenia, które zaczęło go przetwarzać w online’ie i offline’ie.
Entuzjazm udzielił się też markom. Przykładowo Pizza Hut wprowadziła do oferty skrzydełka za 67 centów a Domino’s – pizzę za 6,7 dolara, generując w ten sposób kolejne virale i, zapewne, zwiększając sprzedaż.
Siła oddziaływania memu przerosła jednak zdolności operacyjne In-N-Out Burger. Sieciówka wycofała numer 67 ze swojego systemu zamówień po uciążliwych najazdach małoletniej klienteli, która organizowała wokół magicznej liczby tiktokowe happeningi.
Może ograniczenie dostępu do social mediów dla nieletnich to wcale nie taki głupi pomysł?
OpenAI szykuje dla swojego bota tryb „dla dorosłych”.
Rozwiązanie jest w pewnym sensie przełomowe. W odróżnieniu od większości usług internetowych nie polega w tym zakresie na dobrej wierze w prawdomówność użytkownika, ale weryfikuje go pod względem behawioralnym.
Na podstawie inputu sztuczna inteligencja oceni, czy z prompterem można porozmawiać otwarcie na tematy kontrowersyjne, czy lepiej pozostać w roli strażnika tabu i dobrych obyczajów.
Wielu userów z zakolami, a nawet siwizną czeka zimny prysznic.
Najlepszy marketing to gratisy. Dotyczy to również dóbr kultury.
Piękny dowód szczodrości zamierza dać MoMA PS1 – filia nowojorskiego Museum of Modern Art (MoMA).
Z okazji pięćdziesięciolecia swojej działalności jednostka zrezygnuje z płatnych wejściówek na trzy lata. Przy średniej liczbie 200 tys. odwiedzających rocznie jest to niebagatelny gest.
Inicjatywa możliwa jest dzięki wsparciu Sonyi Yu, kolekcjonerki sztuki i właścicielki agencji kreatywnej Four One Nine.
Z okazji swoich dziesiątych urodzin firma udostępniła szerokiej publiczności sklep z gadżetami – OpenAI Supply Co.
Post na Twitterze z linkiem do e-commerce’owej podstrony zebrał 3 tys. polubień w ciągu piętnastu godzin. Większość towaru sprzedała się na pniu, ale w kilka produktów wciąż można się zaopatrzyć – w tym w karty kolekcjonerskie, czapeczki baseballowe i koszulki z motywami nawiązującymi do narzędzi OpenAI.
Wcześniej dostęp do sklepu mieli jedynie pracownicy z firmowym e-mailem, obecnie z jego zasobów może korzystać każdy.
Jeśli uważacie, że naprawa laptopa to sprawa dla fizyka kwantowego, najnowsze dzieło iFixit może wyprowadzić was z błędu. Firma udostępniła apkę FixBot (na Androida i iOS), która wspiera laików w operacjach na podzespołach. Software ustala, z czym ma do czynienia na podstawie zdjęć (AI, wiadomo), analizuje problem i prowadzi użytkownika za rączkę do happy endu. Mimo wszystko przed przystąpieniem do zabiegu pamiętajcie o backupie danych.