Czytanie książek – czy raczej same książki jako pewien symbol – są bezapelacyjnie istotnym elementem intelektualnej scenografii. Czy ktoś czyta, czy też nie – książki jednoznacznie będę mu się kojarzyły z inteligencją i mądrością. Wyobraźmy sobie osobę w parku czytającą na telefonie vs. starą dobrą „papierówkę”. Wiadomo, która z tych dwóch wygląda bardziej intrygująco.
Wydawać się może, że tylko ten powierzchowny aspekt książki będzie miał teraz znaczenie. Tak jak fajka, kapelusz czy drewniana laska – wyglądają fajnie, ale osoba „korzystająca” z tych elementów raczej robi to z powodów sygnalizacyjnych, a nie funkcjonalnych.
Ponadto sztuczna inteligencja jest już w stanie generować treść pewnie nie gorszą niż większość literatury, która powstawała w XX wieku. Mimo to osobiście stawiałbym na przetrwanie papierowych artefaktów. Dlaczego? Posłużę się tutaj efektem Lindy, który uczy, że przewidywana długość „życia” elementów kultury czy technologii jest proporcjonalna do ich obecnego wieku. Przykład: jeśli jakiś musical jest grany od 20 lat, to ma dużo większe szanse, że pozostanie na afiszu za 20 lat, od tego, który miał premierę 3 miesiące temu.
Sam po wielu latach – i z różnych powodów – odwróciłem się od Kindle’a w stronę papierowych publikacji. Fenomeny takie jak BookTok czy kluby czytelnicze wciąż powstają, a generacja Z, na którą osobiście dość mocno stawiam, również wydaje się wracać do książek. Moja córka (9 lat) czyta znacznie więcej niż ja w jej wieku.
Książki to na szczęście wciąż coś więcej niż wskazówka podpowiadająca, że warto mieć potomstwo z osobą, która je czyta – bo prawdopodobnie jest inteligentna i zapewni nam przetrwanie. Choć i ta funkcja jest oczywiście bardzo ważna.
Spis treści:
Czytanie tożsame z luksusem
Yope jako nowy Instagram
Alfy wydają coraz więcej
Najprawdziwsza reklama Avène
Coca-Cola stawia na prebiotyki
1X zaprezentowała domowego humanoida
Walmart zwiększa przychody z reklamy
Croissound zmiast nightlife’u
IT ma problem z Nullami
Starbucks ogranicza zużycie plastiku
Amazon odsyła do zewnętrznych sklepów
Shorty
Weekly Tool
Czytanie tożsame z luksusem
W ostatnim czasie obserwujemy ciekawy trend — marki modowe, które przed długi czas przyjaźniły się ze sztuką i muzyką, coraz częściej flirtują z literaturą!
Firmy takie jak J.Crew, Tiffany & Co. czy Saint Laurent organizują kluby książki, salony literackie oraz kampanie z udziałem autorów i odniesieniami literackimi.
Z ciekawszym przykładów można przytoczyć Pradę, która zleciła Ottessie Moshfegh napisanie książki w ramach kampanii marketingowej wiosna/lato 2025. Ten 54-stronicowy zbiór opowiadań ma trafić jedynie do wybranych osób — gości zaproszonych na wydarzenia w Nowym Yorku, Tokio, Mediolanie, Paryżu i Londynie, podnosząc w ten sposób rangę eventu.
Chodzi o wykazanie się inteligencją, rozeznaniem i wartością czasu, ponieważ posiadanie własnego czasu jest jednym z największych luksusów na świecie — powiedział James Denman, konsultant ds. marek luksusowych.
Według firmy badawczej Circana sprzedaż książek fizycznych w USA generalnie spada od czasu gwałtownego wzrostu w erze pandemii. Ubiegły rok był pierwszym rokiem wzrostu rynku książek fizycznych od 2021 r., a sprzedaż jednostkowa wzrosła zaledwie o 1%, podała firma Circana.
Ale czytelnicy z pokolenia Z głośno mówią o swojej miłości do książek, a subkultury literackie w mediach społecznościowych #BookTok i #Bookstagram obejmują dziesiątki milionów postów i wpływają na strategie merchandisingowe księgarzy, którzy kiedyś byli uważani za wymierający gatunek. Co ciekawe, gwiazdy pokolenia milenialsów, w tym piosenkarka Dua Lipa i aktorka Dakota Johnson, również założyły kluby książki, które docierają do fanów za pośrednictwem kanałów takich jak Instagram, e-mail i YouTube.
Wydawałoby się, że trudno dziś o słabszy pomysł na biznes niż aplikacja do dzielenia się zdjęciami. Jednak nisze z potencjałem trafiają się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach.
Potwierdza to przypadek Yope. Apka oferuje bardzo podstawową funkcjonalność – udostępnianie statycznych obrazów w prywatnych grupach. Usługa notuje obecnie 2,2 miliona aktywnych użytkowników miesięcznie i 800 000 dziennie, a w ciągu ostatniego półrocza zanotowała 30-krotny wzrost. Do końca roku startup chce powiększyć tę pierwszą wartość do 50 milionów.
Co więcej, firma chwali się, że po tygodniu od instalacji apki 40 proc. użytkowników pozostaje aktywnych. To wynik wręcz fenomenalny w kontekście średniej dla branży. Przeciętna retencja w przypadku aplikacji na Androida po pierwszym dniu od instalacji wynosi 21,1 proc.
W wyniki można by powątpiewać, gdyby nie fakt, że startup pozyskał już 4,65 milionów dolarów (Goodwater Capital, Inovo VC, Redseed) finansowania i wyceniany jest na 50 milionów dolarów. Jak twierdzi serwis TechCrunch, część zainteresowanych określa projekt mianem „nowego Instagrama”.
Jak wytłumaczyć ten niespodziewany sukces?
– Instagram i Snapchat stały się platformami do publikowania starannie wyselekcjonowanych treści. Choć użytkownicy z pokolenia Z robią dużo zdjęć, tylko 1 proc. z nich jest udostępniany. Tymczasem Yope stawia na dzielenie się niefiltrowanymi treściami – mówi Bahram Ismailau, współtwórca platformy.
Warto dodać, że średni wiek użytkowników aplikacji to 18 lat.
Być może młode pokolenie od treści estetycznych woli te autentyczne?
Najlepszym tego świadectwem są wyniki Robloxa. Na koniec zeszłego roku platforma odnotowała przychody w wysokości 988 milionów dolarów – o 32 proc. więcej niż rok wcześniej. Według danych Statista 58 proc. użytkowników aplikacji nie ma ukończonych 17 lat, a 81 proc. to osoby do 24. roku życia.
Wzrost obrotów idzie w parze ze wzrostem aktywności użytkowników. W 2024 r. korzystali oni z platformy przeciętnie 139 minut dziennie – o 9 minut dłużej niż rok wcześniej. Roblox stał się nie tylko najczęściej graną, ale również najczęściej blokowaną aplikacją.
Nic dziwnego, bo można w nią „wtopić” duże sumy. Ceny niektórych wirtualnych gadżetów sięgają nawet 20 tys. dolarów. Na takie wydatki nie stać wprawdzie kilkulatków, ale niektórych kilkunastolatków z dostępem do kart płatniczych (od) swoich rodziców zapewne już tak.
Według firmy badawczej McCrindle siła nabywcza alf (dla przypomnienia: kohorta urodzona w latach 2010–2024) w 2029 r. osiągnie 5,46 biliona dolarów.
W świecie zdominowanym przez filtry i perfekcję rośnie popyt na realizm.
Tę niszę dostrzegło Avène. We współpracy z We Are Social firma stworzyła „naturalistyczną” kampanię promującą krem na wypryski (Cleanance Comedomed Peeling).
Avène przekonuje, że jej nowy produkt potrafi zmniejszyć zmiany skórne o 92 proc. w ciągu 15 dni. Marka nie poprzestała jednak na obietnicy. Firma zaprosiła użytkowników do testowania jej peelingu przez 15 dni i codziennego wrzucania selfie na platformie BeReal. Aplikacja nie oferuje filtrów ani narzędzi do edycji zdjęć i zachęca userów do pokazywania siebie takimi, „jakimi są naprawdę”.
Kampania opatrzona hashtagiem #TheRealestAd zakończyła się sukcesem. Mikroinfluencerzy potwierdzili obietnicę marki na własnej skórze, a Avène dowiodła, że skuteczny marketing nie wymaga edytowania rzeczywistości.
To podejście, które ceni sobie coraz więcej konsumentów – szczególnie tych z pokolenia Z – zmęczonych socialmediową politurą i kreacjami wspomaganymi przez AI.
Być może autentyczność to następny etap rozwoju marketingu.
Dietetyk odradził wam produkty Coca-Coli? Zapewne nie słyszał o Simply Pop.
W zeszłym tygodniu gigant zaprezentował swój pierwszy napój prebiotyczny – czyli wspierający rozwój prawidłowej flory bakteryjnej.
Nowa linia produktów Coca-Coli to sposób na wykorzystanie potencjału bardzo obiecującego rynku. Do 2032 r. wartość sprzedaży napojów prebiotycznych ma osiągnąć 3,5 miliarda dolarów.
Puszka Simply Pop zawiera 6 gramów błonnika, w którym gustują bakterie korzystne dla jelit, a także witaminę C i cynk, które wspierają odporność. Napój będzie dostępny w pięciu smakach: truskawkowym, ananasowym, mango, limonkowym i owocowym.
Produkt skierowany jest przede wszystkim do zetek i millenialsów. W ramach kampanii marketingowej firma skupi się m.in. na digitalu, współpracy z influencerami i serwowaniu próbek napoju w terenie.
Piękny przykład symbiozy zdrowia, biznesu i (mikro)ekologii.
Do robotów magazynowych i serwisowych powoli dołączają roboty domowe. Takie jak Neo Gamma – dzieło norweskiej firmy 1X i następca zaprezentowanego w sierpniu Neo Beta.
W odróżnieniu od produktów w rodzaju Kuri – któremu pod względem wizualnym bliżej do R2-D2 – Neo faktycznie przypomina człowieka, a w dodatku wyróżnia się znaczną sprawnością motoryczną.
Android potrafi zaparzyć kawę, zrobić pranie, poodkurzać mieszkanie, a nawet umyć okna. Na razie robi to w środowisku testowym. Z materiałów promocyjnych wynika, ze idzie mu całkiem sprawnie.
Ciekawe, jak pójdą testy z rąbaniem drewna do kominka.
Największy retailer na świecie staje się jedną z największych sieci reklamowych.
W 2024 r. Walmart zarobił na reklamach 4,4 miliarda dolarów – o 27 proc. więcej niż rok wcześniej. Prezes firmy, Doug McMillon, zaznaczył, że „rozwijający się model biznesowy firmy, który obejmuje reklamy i członkostwa, pozwolił na szybszy wzrost dochodów operacyjnych niż sprzedaży, mimo wyzwań związanych z e-commerce”.
Wyzwania dotyczą kosztów związanych m.in. z magazynowaniem i dostawami, które ograniczają marżę. Wartość sprzedaży giganta wzrosła o 4 proc. rok do roku, podczas gdy dochód operacyjny – o 8 proc. E-commerce stanowi obecnie 18 proc. walmartowego biznesu.
Sukcesy reklamowe koncernu to efekt działania platformy Walmart Connect. Od 2021 r. oferuje ona firmom możliwość dotarcia do klientów zarówno online, jak i w sklepach naziemnych sieciówki.
Biznes wciąż jest na etapie szybkiego rozwoju. W zeszłym roku liczba sprzedawców korzystających z platformy wzrosła o połowę.
Po co wałęsać się po nocach, skoro można robić to za dnia?
Zmianie nawyków sprzyja Croissound – inicjatywa muzyczna będąca efektem współpracy montrealskich kawiarni i DJ-ów, która przenosi nightlife w środek dnia.
DJ-e ruszają czarne płyty, goście piją małą czarną, którą zagryzają croissantem – panuje pełna kultura. Eventy odbywają się w godzinach od 11 do 14.
Croissound z jednej strony promuje lokalne kawiarnie, z drugiej strony promuje lokalnych DJ-ów, a z trzeciej strony odpowiada na zmieniający się tryb życia zetek, które coraz częściej unikają alkoholu i coraz bardziej dbają o zdrowie oraz budżet.
A, jak wiadomo, nad budżetem łatwiej zapanować przy kawie niż przy nightlife’ie.
Cyfryzacja jednym ułatwia życie, innym je utrudnia.
Ten drugi przypadek dotyczy w szczególności osób o nazwisku Null. To termin popularny w IT, gdzie oznacza po prostu brak wartości. Tak też interpretują go niektóre gorzej „wyedukowane” systemy informatyczne.
Jak wynika z niedawnego tekstu na łamach „Wall Street Journal”, Nullowie napotykają problemy podczas robienia rezerwacji, kupowania biletów imiennych czy załatwiania spraw urzędowych.
Z punktu widzenia Kowalskiego problem może brzmieć niewinnie. Mimo to pokazuje, że w świecie rządzonym przez algorytmy czasem napotykamy ścianę – bez możliwości odwołania się do zdrowego rozsądku lub życzliwości ludzkiej instancji.
Na świecie produkuje się ponad 430 milionów ton plastiku rocznie. Starbucks nie czuje się z tym komfortowo. Firma postanowiła ograniczyć wykorzystanie kubków ze sztucznego tworzywa na rzecz rozwiązań bardziej przyjaznych środowisku naturalnemu.
Obecnie 580 z ponad 17 tys. kawiarni sieciówki na terenie USA serwuje zimne napoje w naczyniach biodegradowalnych. Niewiele, ale to dopiero początek. Do 2030 r. wszystkie kubki w Starbucksie mają być „zjadliwe” dla mikroorganizmów lub nadające się do recyklingu bądź wielokrotnego użytku.
Ze zmian nie do końca zadowoleni są konsumenci. Kubki „bio” są nieprzezroczyste, co sprawia, że kolorowe napoje wypadają blado na zdjęciach.
„No more Tiktok drinks” – napisał jeden z krytyków antyplastikowej kampanii na Reddicie.
Nowa funkcja wyszukiwania pokazuje produkty niedostępne na platformie, ale możliwe do zakupienia na stronach własnych marek. Będą one wyświetlane (wraz z linkami) razem z produktami oferowanymi bezpośrednio w Amazonie.
Funkcja jest obecnie w fazie testów i została udostępniona wybranym użytkownikom aplikacji Amazon Shopping na terenie USA.
Gigant chce w ten sposób poprawić doświadczenie użytkownika i dotrzymać kroku konkurencji, która robi wszystko, by ułatwić konsumentom proces zakupowy.
Szukacie nowych wyzwań zawodowych? Google spieszy z pomocą. Może niekoniecznie was zatrudni, ale pomoże wam przygotować się do rekrutacji. Career Dreamer, darmowe narzędzie oparte na AI, przeanalizuje wasze wykształcenie, doświadczenie i umiejętności, a następnie podsunie wam oferty odpowiadające waszym kompetencjom. Pomoże też poprawić CV i napisać list motywacyjny. Narzędzie nie pobiera prowizji za rekrutację zakończoną sukcesem.