Jak wielkie ego trzeba mieć, aby zaproponować ludziom, że odzyskają wzajemne poczucie obecności, które odebrały im telefony, umieszczając tenże telefon na… swoich twarzach? To jest właśnie propozycja Zuckerberga w kontekście nowych okularów AR od Meta.
Osobiście raczej bym nie chciał nawet przebywać z osobą, która ma na sobie tego typu technologię. Już same AirPodsy, których niektórzy nie wyjmują z uszu, kiedy z tobą rozmawiają, są dla mnie dostatecznie irytujące. Co dopiero okulary, dzięki którym druga strona może w trakcie rozmowy robić nam zdjęcia albo przeglądać Twittera.
Sądzę, że ta sztuka szybko się Facebookowi nie uda. Dlaczego?
Twarz to rzecz święta – twarz nie tylko decyduje o naszej atrakcyjności społecznej czy seksualnej, ale również wysyła masę komunikatów, które możemy utracić wraz z takim gadżetem.
Nowe linie biznesowe są trudne – próby stworzenia fizycznego produktu, który rozszerzy panowanie Facebooka na kolejne obszary naszego życia jak Oculus czy metaverse jak dotąd były raczej nieudane. Jest coś w DNA firm, co powoduje, że są dobre w jednym, a słabe w innym obszarze. Tak jak na przykład Google nigdy nie stworzyło dobrego produktu społecznościowego czy Apple nie radzi sobie z AI.
Do tego dochodzi kwestia banalna: moda. Jak długo modne będą ray-bany po tym, jak zacznie nosić je Zuck i reszta tech-bros? Mój zakład jest taki, że kultowy status designu ray-banów już ulega osłabieniu.
Spis treści:
Meta rzuca wyzwanie smartfonom
Marketerzy nie nadążają za konsumentami
Amazon zrobi ci reklamę
AB InBev zasponsoruje Netflixa
Starbucks rozdaje perfumy
KFC odmłodziło swojego założyciela
Piosenkarka AI podpisała kontrakt na 3 miliony
FedEx jako pokaz siły
Meituan dowozi jedzenie pod bramki
Vanuatu zaprasza na wakacje
Shorty
Weekly tool
Meta rzuca wyzwanie smartfonom
Meta zamierza odesłać smartfony do lamusa.
Podczas konferencji Meta Connect 2025 Mark Zuckerberg stwierdził, że telefony „odebrały nam poczucie obecności w kontaktach z innymi ludźmi – ale przywrócą je inteligentne okulary”.
Ponowne zbliżenie międzyludzkie mają umożliwić najnowsze ray-bany (Ray-Ban Display) zaprezentowane przez koncern. Urządzenie wyposażone jest w wyświetlacz, mikrofony, kamery, głośniki i wbudowanego asystenta AI. Okulary obsługują aplikacje Meta, takie jak Instagram, WhatsApp i Facebooka, mogą też wyświetlać mapy i generować tłumaczenia w czasie rzeczywistym.
Największą innowacją jest Meta Neural Band – opaska na nadgarstek, która odczytuje sygnały nerwowe i pozwala pisać wiadomości za pomocą ruchów dłoni, bez komunikacji głosowej. Zuckerberg twierdzi, że technologia umożliwia pisanie ok. 30 słów na minutę, co zbliża ją pod względem tempa do pisania na ekranie dotykowym.
Nowe ray-bany Mety mają jeszcze parę niedociągnięć – część pokazów na żywo zakończyła się klapą – ale „debugging” to kwestia czasu. Koncern podkreśla, że technologia ma szansę zmienić sposób, w jaki komunikujemy się na co dzień.
Marketerzy i konsumenci żyją w światach równoległych.
Tak przynajmniej sugeruje nowy raport Kantar Media Reactions.
Badanie obejmujące ponad 21 tys. konsumentów z 30 krajów i tysiąc przedstawicieli branży wskazuje na zaskakującą rozbieżność w preferencjach socialmediowych.
Pierwsze pięć platform, na których marketerzy najchętniej prowadzą kampanie, to YouTube, Instagram, Google, Netflix i Spotify. Tymczasem konsumenci wolą oglądać reklamy na Amazonie, Snapchacie, TikToku, Twitchu i Prime Video – w tej właśnie kolejności.
Jak podaje AdAge.com, to pierwszy raz w historii badania, kiedy żadna platforma nie pojawia się w obu pierwszych piątkach.
Jedną z przyczyn tej rozbieżności jest narastająca fragmentacja mediów społecznościowych i kanałów reklamowych. Inny prawdopodobny czynnik to coraz lepsze dopasowanie działań marketingowych do specyfiki kanałów. Jak wynika z danych Kantar, odbiorcy są coraz bardziej otwarci na reklamy. Taką postawę deklaruje 57 proc. respondentów – o 10 procent więcej niż rok temu.
Kluczowy wniosek?
W trosce o efektywność warto wyjść poza schematy i przetestować mniej „mainstreamowe” kanały i formaty.
Koncern wprowadził dwa nowe narzędzia oparte na sztucznej inteligencji – chatbota Creative Studio i ulepszoną wersję Seller Assistanta.
Pierwsze z nich pozwala sprzedawcom tworzyć reklamy w trybie konwersacyjnym. Bot na podstawie wytycznych z promptu, dodatkowych informacji na temat marki i stron produktowych opracuje kreację obejmującą scenariusz, muzykę, lektora i storyboard. Gotowe materiały można wykorzystać w kampaniach na Amazonie, Prime Video, Kindle czy Twitchu.
Z kolei Seller Assistant działa jak doradca biznesowy – monitoruje stany magazynowe, sugeruje zmiany cen, służy wsparciem w zakresie zgodności i bezpieczeństwa produktów oraz analizuje kondycję konta sprzedawcy.
Według Amazona u jednego ze sprzedawców kampania stworzona w Creative Studio zwiększyła CTR o 338 proc. i wygenerowała 121 proc. wyższy zwrot z wydatków na reklamę.
Nic, tylko sprzedawać. Po uporaniu się z konkurencją, która ma do dyspozycji te same narzędzia.
AB InBev i Netflix rozpoczęły współpracę na „bezprecedensową skalę”.
Umowa zakłada, że marki należące do piwnego giganta (m.in. Budweiser, Stella Artois i Corona) zostaną sponsorami tytularnymi wybranych treści i wydarzeń Netflixa na całym świecie.
Partnerstwo przewiduje m.in. kampanie co-brandingowe podczas dużych wydarzeń transmitowanych na platformie, np. bożonarodzeniowych rozgrywek NFL, gali bokserskich czy mistrzostw świata kobiet w piłce nożnej. W planach jest też product placement, limitowane edycje opakowań, a w przyszłości nawet wspólne produkty.
„To współpraca bez precedensu pod względem globalnego zasięgu i znaczenia kulturowego” – podkreślił Marcel Marcondes, CMO AB InBev. „Nasze największe hity nie znają granic. Potrzebowaliśmy partnera, który działa w podobnej skali, a jednocześnie potrafi się dostosować do lokalnych kontekstów” – dodał Marian Lee, CMO Netflixa.
Rumuński oddział firmy – we współpracy z agencją Tuio i Antonem Jimmym Studerem, perfumiarzem szwajcarskiej firmy kosmetycznej Luzi – opracował kosmetyki inspirowane swoją dyniową latte (Pumpkin Spice Latte).
Eau de PSL łączy nuty kawy, cynamonu, gałki muszkatołowej i wanilii. Kompozycja zadebiutowała w Bukareszcie podczas wydarzenia z udziałem influencerów.
„Woda dyniowa” przeznaczona jest dla uczestników Starbucks Rewards. Pierwsze 10 tys. buteleczek rozeszło się w kilka godzin. Akcja zaowocowała 300-procentowym wzrostem rejestracji w programie i falą user contentu na TikToku.
Dziecięca wersja „pułkownika” Sandersa, twórcy KFC, robi furorę w Tajlandii.
W ramach kampanii „Baby Sanders Collection” tamtejszy oddział sieciówki oferuje figurki Sandersa juniora, dołączane losowo do wybranych posiłków. Postacie są dostępne w sześciu wersjach, z których jedna jest rarytasem – konsumenci muszą zjeść sporo kurczaków, by na nią trafić.
Celowanie w popędy kolekcjonerskie okazało się strzałem w dziesiątkę. W ciągu tygodnia kampania dotarła do 26,8 miliona odbiorców i wygenerowała 1,3 miliona interakcji w społecznościówkach.
Instynkty zbierackie homo sapiens nie słabną nawet w dobie powszechnej automatyzacji.
Xania Monet podpisała kontrakt na 3 miliony dolarów z wytwórnią Hallwood Media.
Artystka zadebiutowała niedawno utworem „Let Go, Let God”, który zajął wysokie miejsce w muzycznych rankingach.
Problem w tym, że Xania Monet nie istnieje. Stworzyła ją niejaka Telisha Jones za pomocą generatora Suno przy wsparciu producenta Timbalanda.
Deal z firmą fonograficzną wywołał falę oburzenia wśród konkurencji.
„Nic i nikt nigdy nie zdoła uzasadnić AI. To program komputerowy, a nie człowiek, zabiera dane o nas i dopasowuje je do naszych potrzeb,” powiedziała Kehlani (amerykańska piosenkarka z Kalifornii).
„Nienawidzę AI. Jeśli mnie szanujesz, proszę, nie twórz żadnych AI-piosenek ani obrazów ze mną” – zawtórowała jej SZA.
Telisha Jones zapowiedziała, że ustosunkuje się do zarzutów, jak tylko skończy liczyć hajs.
Korpokultura to wdzięczna pożywka dla lolcontentu.
Odwołuje się do niej FedEx w swojej najnowszej kampanii „Power Moves”.
Firma podśmiechuje się z „typowo korporacyjnych” gestów i zagrywek mających na celu pokaz dominacji, takich jak przesadne utrzymywanie kontaktu wzrokowego, celowe spóźnianie się na spotkania czy ostentacyjne wyłamywanie się z dress code’u. Tego typu tanim chwytom marka przeciwstawia korzystanie z FedEx – jako najskuteczniejszy „power move”.
Kampania, łącząca klimat „The Office” i „Sukcesji”, emitowana jest w social mediach i kanałach DOOH.
Urażeni power moverzy już zapowiedzieli przeprowadzkę do UPS.
Jeśli kiedykolwiek doświadczyliście traumy głodu lub pragnienia przy bramkach na lotnisku, wiedzcie, że w Shenzhen Baoan International Airport taka sytuacja nie ma prawa się wydarzyć.
Tamtejszy port jako pierwszy w kraju – o ile nie na świecie – wdrożył autonomicznych dostawców żywności. Roboty firmy Meituan, pieszczotliwie nazwane Trzmielikami (Little Bumblebee), śmigają po terminalu, rozwożąc zamówienia z 11 restauracji (m.in. Starbucks, KFC i HEYTEA) bezpośrednio do pasażerów czekających na odlot.
Współpraca z lotniskiem w Shenzhen to kolejny krok w ekspansji Meituan. Firma zaczynała działalność w 2010 r. jako „aplikacja od wszystkiego” (w obszarze popularnych usług konsumenckich), a obecnie obsługuje 770 milionów użytkowników i realizuje 80 milionów dostaw posiłków dziennie, w tym za pomocą dronów i robotów.
Na Pacyfiku leży aż 25 tys. wysp. W takim tłumie łatwo pozostać niezauważonym.
Chciałoby tego uniknąć Vanuatu. Tamtejszy urząd promocji turystyki (Vanuatu Tourism Office, VTO) ruszył z kampanią „The Wake-Up Call” (social media i programmatic). Ma ona przekonać „pobliskich” Australijczyków – a potencjalnie i innych zainteresowanych – do wyrwania się z białokołnierzykowej rutyny i wyjścia naprzeciw przygodzie.
Twarzą ośmiotygodniowej akcji został Ray O’Leary, australijski komik o biurowej aparycji. Aktor mierzy się z sytuacjami ekstremalnymi, takimi jak spacer po moście linowym, atak wrogiego plemienia czy bliskie spotkania z lokalną fauną.
„Turystyka jest kluczowa dla naszej gospodarki. Chcemy zaprosić Australijczyków, by obudzili się i odkryli Vanuatu jako bliski, pełen przygód kierunek podróży” – stwierdziła CEO VTO, Adela Issachar Aru.
Gdyby zabrakło Australijczyków, Polacy chętnie wypełnią lukę – jak tylko tanie linie uruchomią połączenie.
Zoom rozwiązał problem dress code’u i „look code’u” na spotkaniach online. W grudniu aplikacja udostępni fotorealistyczne awatary. W efekcie użytkownicy będą mogli pojawiać się na callach jako cyfrowe klony stworzone na podstawie zdjęcia i ubrane jak na raut. Awatary – wiadomo, że na bazie AI – będą odzwierciedlały ruchy użytkownika w czasie rzeczywistym, więc ziewanie i drapanie się za uchem jest wykluczone. Niemniej w końcu będziecie mogli porozmawiać z prezesami spółek z Fortune 500 w poplamionym swetrze, z zakatarzonym nosem i cieniami pod oczami.